Któż by nie chciał, żeby komputery umiały odczytać nasze intencje i ochoczo podsuwały nam pod nos stosowną opcję? Ja bym nie chciał. Lecz zapotrzebowanie ludzkości na takie „rozwiązania” ciągnie się od zarania dziejów. Znamiennym tego przykładem są wielowiekowe, uparte poszukiwania kamienia filozoficznego. Poszukiwań tych nie uważam bynajmniej za absurd, doprowadziły bowiem do postawienia wielu kamieni milowych na drodze ku wiedzy. Jestem natomiast przeciwnikiem handlu kamieniami filozoficznymi, gdyż to na kilometr zalatuje oszustwem.
Współczesnym systemom komputerowym, jeśli wierzyć enuncjacjom producentów, niewiele już brakuje do tego, by mogły pełnić rolę kamieni filozoficznych: w mig zaspokajają wszelkie potrzeby, zwłaszcza te palące. A jeżeli klient nie zdaje sobie sprawy ze swoich potrzeb (niemożliwe, żeby ich nie miał), to należy mu je uświadomić. Resztę zrobi komputer wyposażony we wszechrozumny program, który na każdy problem ma przewidzianą opcję.
Dążenie do tego, by na każdą okoliczność użytkownik komputera miał gotowe rozwiązanie, nie kończy się na programach. Może nawet wyraźniej widać ten trend w rozpowszechnianych z programami graficznymi zestawach ilustracji czy zdjęć. Użytkownik znajdzie na każdą okazję coś: ptaszka, kwiatuszek, szlaczek, zygzaczek. Ale że to coś jest często z estetyką na bakier, że tak sobie pasuje do owej okazji – o to mniejsza. Ważne by użytkownik czuł się artystą. I wcale nie musi umieć – a może nawet nie powinien? – ani rysować, ani fotografować. Wydawać by się mogło, że takie gotowe obrazki co najwyżej w liście wnuczka do babci mogą się przydać. A gdzie tam! Całkiem poważne firmy potrafią posłużyć się takimi paskudnymi „gotowcami”, na przykład w prezentacjach lub materiałach reklamowych.
Inny przykład, chyba najbardziej karykaturalny z jakim się zetknąłem, to pojawiające się co jakiś czas wśród spamu „gotowe wystąpienia i teksty okolicznościowe dla kadry kierowniczej”, co rzekomo ma mieć coś wspólnego z „praktyką komunikowania się i budowy wizerunku”. Trudno polemizować z takim nonsensem. Skoro jednak oferta uporczywie powraca, to wolno przypuszczać, że towar znajduje nabywców. Jeśli rzeczywiście kręgi decydenckie korzystają z takich ofert, to nie dziwota, że ten świat tak wygląda...
Komputer jest wszakże narzędziem wyjątkowym – programowalnym, nadającym się do nieskończenie wielu różnych zastosowań. Programy mogą oczywiście być wyposażane w opcje podstawowe, ale chciałoby się, by istniała możliwość dołączania własnych opcji, obsługujących zastosowania, których producent nie uwzględnił. Niektóre programy pozwalają na to, ale w bardzo ograniczonym zakresie. Normą przemysłową jest „kamień filozoficzny”, nie zostawiający miejsca na twórcze wykorzystanie. Producenci wyraźnie chcą zachować monopol na twórczość dla siebie. Czy im się uda? Liczę na to, że nie. Poważnym konkurentem powinno okazać się oprogramowanie otwarte, stwarzające ogromne możliwości ludziom utalentowanym, zdolnym stawiać kamienie milowe. Kto wie – może zmusi to świat komercji do rewizji poglądów?