poprzedni koniec spis
Jajecznica zwana „państwo”
Bogusław Jackowski

inicjal P

O CO MI państwo? Ja wiem, że nie uchodzi zadawać takich pytań, że poważny obywatel powinien rozumieć, że państwo jest niezbędne... Obywatel? A któż to taki? Hugo Steinhaus, znakomity polski matematyk, żartował, że obywatel to człowiek, który musi się obywać bez wszystkiego. Skłonny byłbym bronić tezy, że żart ten trafia w sedno mało śmiesznych zagadnień. Jako pewnik przyjmuje się, że ostatnimi czasy swobód nam przybyło, że dawniej wolność jednostki była okrojona przez królewskie fanaberie, powszechną akceptację niewolnictwa, nieposzanowanie nietykalności i inne paskudne obyczaje. Były to zaiste okropne obyczaje, ale czy dziś jest istotnie lepiej? Zasadnicza różnica w stosunku do czasów minionych sprowadza się do tego, że o prawach człowieka mówi się dużo i głośno (chociaż nie wszędzie). To jest ogromny krok naprzód, ale – jak na razie – krok wirtualny, by użyć żargonu komputerowego. Natomiast wspólnym mianownikiem dawnych i dzisiejszych czasów jest to, że jednostka jest zerem. Steinhausowskie podejście pozwala dostrzec w tej konstatacji podwójny paradoks: nie dość, że jednostka = zero, to jeszcze mamy zero w mianowniku. Niestety, znowu nie jest to jedynie pusty żart.

Największymi zorganizowanymi strukturami, rzekomo łączącymi wspólnoty ludzkie, są państwa. Tylko po co? I jak? Dlaczego miałbym utożsamiać się z anonimowym, wielomilionowym tłumem, dla którego jestem niczym, którego nie znam i którego upodobań i uprzedzeń nie podzielam?

Poglądy niektórych starożytnych są mi bliższe, niż poglądy niektórych współczesnych, z którymi przyszło mi dzielić kraj i język. Nawet Hammurabi, którym zwykło się straszyć dzieci, w swoim kodeksie powtarza dwukrotnie, że chodzi o to, by silny słabego nie krzywdził. Dziś powinno to być oczywiste, a jednak nie jest, przynajmniej dla autora popularnego ostatnio sloganu reklamowego, powiadającego, że silny może więcej. Z moich prywatnych obserwacji wynika, że istnieje nikła korelacja między ludźmi naprawdę mi bliskimi a byciem obywatelem III Rzeczypospolitej. Dlaczego mam więc być patriotą?

Odpowiedź jest prosta: patriotyzm nie jest zaszczytnym obowiązkiem tylko tragiczną koniecznością, bo jedyne, co może skutecznie zjednoczyć ludzi w oporze przeciwko „masowym bandytom”, to wspólny język i terytorium. Prawa człowieka prawami człowieka, ale jak przychodzi co do czego, to ludobójstwu przeciwstawić się mogą tylko potencjalne ofiary, bo nikt inny za nimi się nie ujmie. A ludobójstw jakoś nie ubywa. Teoretycznie państwo jest więc przydatne do samoobrony. Praktyka pokazuje jednak, że we współczesnej wojnie cywil jest drastycznie bardziej narażony na niebezpieczeństwo niż żołnierz.

Znów zatem wracamy do punktu wyjścia – dlaczego miałbym inwestować w państwo, skoro moja (?) armia najprawdopodobniej wystąpi nie przeciwko ewentualnemu najeźdźcy, tylko przeciwko mnie (jak to już zresztą parę razy w Polsce powojennej się zdarzyło), policja zamiast ścigać bandytów, ściąga mandaty od kierowców za przekroczenie prędkości i nieprawidłowe parkowanie, celem urzędów nie jest usprawnianie czegokolwiek, tylko wyłudzanie podatków, opłat skarbowych, zmuszanie do wypełniania papierzysk potrzebnych wyłącznie urzędnikom itp., itd.

Nawet tak ważki dokument, jak konstytucja, zamiast formułować podstawowe zasady funkcjonowania społeczeństwa na wiele lat, ustala doraźne reguły podziału łupów pomiędzy będące u władzy ugrupowania polityczne – przykładem może być dziwaczny twór o nazwie „Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji”, powołany do życia przez najnowszą konstytucję Rzeczypospolitej Polskiej. Toż za parę lat ani radiofonii, ani telewizji (w dzisiejszym kształcie) nie będzie! Niemniej parę afer wokół stołka prezesa owego tworu zdążyło już narosnąć.

Nieudolność państwa spowodowana jest – paradoksalnie – jego siłą, gdyż siła państwa to słabość człowieka. Słusznie zauważył kilkadziesiąt lat temu – mało dziś znany, a szkoda – Guglielmo Ferrero: Każdy, kto woła o silne państwo, postępuje jak człowiek pijany, który domaga się wina.

Dlatego upieram się naiwnie, że to państwo jest dla człowieka, nie odwrotnie. Posunąłbym się nawet do tego, by liberalne hasło „państwo stróżem nocnym” uznać za propozycję nadmiernego wyposażenia państwa w uprawnienia. To nie państwo ma mnie pilnować, tylko ja państwa. Państwo ma natomiast wiele obowiązków w stosunku do mnie.

Carl Sagan, sceptyk, astronom i wspaniały popularyzator nauki, napisał: Chciałbym, by słowa przysięgi składane przez niedawnych imigrantów oraz uczniowskie przyrzeczenia zawierały następujący zwrot: „Obiecuję podawać w wątpliwość wszystko, co powie mój przywódca”. W pełni się zgadzam. Poszedłbym nawet dalej: nie widzę powodu, by do urzędników państwowych, zwłaszcza wyższych, stosować domniemanie niewinności, gdyż dysponują oni zbyt potężnymi środkami do omamiania zwykłych ludzi – od publikatorów począwszy, a na ściśle tajnych służbach skończywszy.

Wynika stąd jeden z podstawowych obowiązków państwa względem człowieka: zapewnienie jak najszerzej dostępnej informacji o sposobach i zasadach funkcjonowania struktur państwowych. Rozwój informatyki stwarza po temu wspaniałą okazję. Czy obywatele zechcą z tej szansy skorzystać, to już inna sprawa.

Na państwie spoczywa też niezwykle ważny obowiązek stabilizowania naturalnej dla ludzi strategii wzajemnej lojalności, czyli przestrzegania zasady „nie rób drugiemu, co tobie niemiłe”. Nielojalność oznacza samozagładę, więc społeczności hołdujące nielojalności musiały odpaść w ewolucyjnym maratonie. Dlatego mimo skandalicznie niskiej wykrywalności przestępstw w Polsce ludzie nie napadają na siebie en masse – policja wydaje się zbędna. Pozornie. Historia poucza, że czasem strategia lojalności jednak się załamuje. Stan ten, będący skutkiem niewydolności aparatu państwowego, nazywa się rewolucją – życie i mienie ludzkie przestaje się wówczas liczyć. Państwo nawaliło, cierpią ludzie.

Reasumując: w warunkach ekstremalnych państwo ma chronić obywatela, a w zwykłych – przynajmniej mu nie przeszkadzać. W przeciwnym razie nie widać, po co miałoby istnieć.

Zdaję sobie sprawę, że moje utyskiwanie na organizację państwową jest mało konstruktywne, bo głównie żądaniowe. Ale przecież to, że nie umiem znieść jajka, nie oznacza, że nie powinienem się wypowiadać na temat nieświeżości jajecznicy. Zwłaszcza że jajecznicę zwaną „państwo” muszę spożywać codziennie.


poprzedni start spis