ODELOWANIE rzeczywistości – czyli abstrahowanie od czynników nieistotnych i wiązanie przyczyn ze skutkami – z pewnością nie jest umiejętnością wpisaną w naturę gatunku ludzkiego. Ludzi obdarzonych umysłem zdolnym modelować zjawiska należy raczej uznać za wybryk natury. Gdyby bowiem talenty tego rodzaju były powszechne, to lekcje fizyki, sztuki poznawania świata przez modelowanie, nie stanowiłyby zmory uczniów we wszystkich szkołach świata. Nie liczę na skuteczność przytoczonego argumentu, choć dla mnie jest on przekonywający. Znacznie mocniejsze argumenty w znacznie poważniejszych sprawach nie skutkują. Dlaczego więc taka prosta implikacja miałaby kogoś przekonać?
Weźmy dla przykładu filipikę K. R. Poppera przeciwko historycyzmowi. Powiada on, że nie można się powoływać na „historyczną konieczność”, gdyż: (1) przyszłość społeczeństw jest w sposób istotny zależna od rozwoju nauki; (2) rozwój nauki jest nieprzewidywalny w sposób zasadniczy, nawet na krótką metę; (3) a zatem coś takiego jak „historyczna konieczność” musi się wymykać obiektywnemu poznaniu.
Proste? Proste. Przekonywające? Niekoniecznie. Dlaczego tak sądzę? Bo wciąż się pojawiają majsterkowicze, gotowi bawić się w akuszera-amatora „nieuchronnych narodzin nowego ładu”. Nie ma co liczyć na to, że argumentacja Poppera do nich dotrze. Taki po prostu mają umysł.
Sytuację pogarsza fakt, że – jak odnotował jeden z „wybryków natury”, niejaki Kartezjusz – wszyscy uważają, że czego jak czego, ale zdrowego rozsądku mają pod dostatkiem, skąd wynika rozpowszechnione mniemanie o obiektywnej słuszności subiektywnego oglądu rzeczywistości.
Jeśli człowiek rzeczywiście nie jest w stanie poprawnie wiązać przyczyn ze skutkami, to jakim cudem nasz gatunek przetrwał? Rzecz w tym, że do przetrwania wystarczy ledwie-ledwie zaliczyć egzamin z przystosowania ewolucyjnego, wcale nie trzeba być w tej szkole prymusem. W szczególności wystarczy opanować krótkoterminowe korelacje: ogień parzy, prąd kopie, pies gryzie, obcy zagraża. Im dłuższy czas upływa między pojawieniem się przyczyny i wystąpieniem skutków, tym trudniej jest ludziom dostrzec związek, bo było to mniej potrzebne do przetrwania.
Tą tendencją do uznawania związków przyczynowo-skutkowych za krótkoterminowe można wytłumaczyć skłonność ludzi do niedostrzegania, że czasami skutki pojawiają się z dużym opóźnieniem i że mogą trwać bardzo długo. Jako klasyczny przykład może posłużyć coraz chętniej podnoszony argument, że przecież nie można cały czas odpowiedzialnością za nędzny (w porównaniu z Europą Zachodnią) stan gospodarki polskiej obarczać ekip rządzących (?) w Polsce przez bez mała pół wieku po wojnie. A przecież w ciągu dziesięciu lat nawet las nie odrośnie, co dopiero taki organizm jak państwo! Podobieństwo degradacji gospodarki we wszystkich krajach tzw. bloku wschodniego, gigantyczne koszty, jakie Niemcy ponoszą, próbując podnieść poziom życia „ossich”, to argumenty zbyt subtelne. Jest źle, więc winna jest ekipa teraz rządząca.
Co gorsza, nie tylko subtelne rozumowania nie mają mocy powszechnego przekonywania. Fakty też nie stanowią argumentu. I to nie byle jakie fakty. Do dziś niektórzy ludzie odrzucają istnienie obozów zagłady, mimo niezliczonej ilości dowodów. Ale tych jest niewielu. Natomiast przerażająco wielu jest takich, którzy wzruszają ramionami i mówią: Były obozy. No i co z tego?
Zważmy, że nie o akademickie spory już chodzi czy o poziom dobrobytu, tylko o największe tragedie w historii ludzkości. Czy – wobec nieprzystosowania człowieka do rozumienia zawiłych zjawisk – można takim tragediom zapobiec na przyszłość? Czy i jak ma się do tego modelowanie rzeczywistości?
Na pewno potrzebne są publikacje dające świadectwo, takie jak „Czarna księga komunizmu”, „Opowiadania kołymskie”, „Archipelag GUŁag” czy „Zupa z trawy”. Nie wolno się pogodzić z próbą wmawiania, że to sprawy dawne, że nie ma po co do nich wracać. Draństwo z ziemi nie zniknęło i nie zanosi się, by miało w dającej się przewidzieć przyszłości zniknąć.
Nie należy jednakże zapominać, że dokumentacja faktów to tylko pół roboty. Z jednej strony opis zachowań ludzi w obozach zagłady i łagrach nie wnosi w pewnym sensie nic nowego do naszej wiedzy. Wiadomo, że ludzie poddani nieludzkim warunkom cierpią, że ten, którego torturują, odczuwa niemożliwy do opisania ból, że trudno w nieludzkich warunkach zachować człowieczeństwo. Z drugiej strony nie można w istocie zrozumieć takich świadectw, czytając je w wygodnym fotelu (a empirycznego zgłębiania problemu nikomu nie życzę). Nie wyobrażam sobie, by człowiek nie mający za sobą tragicznych doświadczeń mógł pojąć memento, powtarzające się uporczywie we wszystkich relacjach – i z obozów zagłady, i z łagrów sowieckich, i z łagrów chińskich: niech żywi utracą nadzieję, gdyż w przeciwnym razie ta nadzieja ich zabije.
Drugie pół roboty, znacznie trudniejsze, to wyjaśnienie, jak to możliwe, by całe społeczeństwa dawały się zapędzać do współudziału w zbrodni. Dziś na ten temat wiadomo tyle, co nic. W każdym razie nie umiemy rozstrzygnąć, czy dane społeczeństwo nie wkroczyło aby na drogę wiodącą do zbrodni. I nie wiemy, jak można by temu przeciwdziałać.
Analiza zbrodniczych tendencji uśpionych w człowieku i w społeczeństwach zdaje się być tematem tabu. Owszem, są źli ludzie, ale to przecież normalka, zawsze byli, bandyci zawsze byli, wojny zawsze były... Nie ma o czym gadać. Można co najwyżej sensacyjny film nakręcić lub kryminał napisać.
A jednak jest o czym gadać. Analiza ciemnej strony duszy ludzkiej to sprawa podstawowej wagi. Pocieszanie się, że „człowiek to brzmi dumnie” jest mydleniem sobie oczu. Póki nie zmacamy w sobie bestii, póty jak smocze łby odrastać będzie bestialstwo.
Tylko czy poznanie mechanizmów prowadzących do takich wynaturzeń jak obozy zagłady coś pomoże? Nie ulega wątpliwości, że analiza będzie wymagała subtelnego rozumowania i będzie odwoływać się do skomplikowanych modeli społeczeństwa, a zatem będzie trudna do przyjęcia. Zawsze też znajdą się tacy, którzy wzruszą ramionami, i tacy, co wypomną, że przecież za przygotowaniem morderczej machiny łagrów i obozów zagłady także stała wiedza...
Mimo to twierdzę, że należy zgłębiać ten problem, bo bez poznania go na pewno mu się nie zaradzi. Po prostu.