Był sobie alchemik, zwał się al-Razi. Wytrwale poszukiwał kamienia filozoficznego, aż przytrafił mu się wypadek grożący utratą wzroku. Zawezwał więc medyka, który wzrok uratował, ale za kurację zażądał niebagatelnej sumy. Al-Razi zapłacił, po czym – ogłaszając, że posiadł sekret robienia złota – z hukiem rzucił alchemię... i został lekarzem. Gdyby dziś al-Razi chciał robić złoto, zająłby się przypuszczalnie inną dziedziną, niezbyt zresztą od alchemii odległą, mianowicie zarządzaniem. Skąd bierze się moda na zarządzanie? Dlaczego na wielu uczelniach jednym z najbardziej obleganych kierunków jest właśnie zarządzanie?
Angielskie słowo „management”, którego odpowiednikiem jest „zarządzanie”, ma – jak to w języku angielskim – wiele znaczeń, m.in. „oszukiwanie”. Konia z rzędem temu, kto dopatrzy się w słowie „zarządzanie” również „ujeżdżania koni”, pierwotnego znaczenia słowa „manage”, wywodzącego się z łacińskiego „manus” (ręka). Chodziłoby więc nie tyle o sprawowanie rządów, jak to sugeruje polskie tłumaczenie, ile raczej o przyłożenie do czegoś ręki, radzenie sobie z czymś, okiełznanie czegoś.
Zarządzanie firmą czy przedsięwzięciem mogę sobie jeszcze wyobrazić. Jednakże zarządzanie ryzykiem, bezpieczeństwem czy przyszłością budzi moją podejrzliwość. A zarządza się czym popadnie – brakuje chyba tylko zarządzania zarządzaniem. Szczególnie paradne wydaje mi się zarządzanie kontaktami z klientem (CRM). Jak to robić? Może z wykorzystaniem telepatii? W moim pojęciu jedynie pisarz zmyślający losy swoich bohaterów jest w stanie naprawdę zarządzać ich ryzykiem, bezpieczeństwem, przyszłością i kontaktami.
Zapewne słowa „zarządzanie” nie należy rozumieć w sensie potocznym, podobnie jak słowa „ciało” w matematyce, czy słowa „popęd” w fizyce. Nie jest jednak jasne, w jakim sensie należy je rozumieć, a powszechne rozumienie jest z pewnością powierzchowne. Uważam, że zasadza się na skojarzeniu zarządzać – rządzić – mieć władzę. Większość ludzi marzy, by jednorazowym wysiłkiem, najlepiej niewielkim, osiągnąć trwały sukces, jak w bajkach: „podstępem zabili smoka, a potem żyli długo i szczęśliwie”. Słowo „zarządzanie” nosi wszelkie znamiona przynęty psychologicznej, odwołującej się do tego typu pragnień, podobnie jak hasła reklamowe.
Może to i nie jest źle, że nasz naród ma aspiracje do rządzenia. Problem wszakże w tym, że gdy wszyscy chcą rządzić, rzemiosłem nie ma komu się parać. Komunikaty systemu Windows (98), w rodzaju „bieżący dysk nie jest już być prawidłowy” czy „system sprawdza dysku C w poszukiwaniu błędów”, to przykład skutków takiego stanu rzeczy – projekt dostosowania systemu do języka polskiego (uwaga: nie utyskuję tu na sam system) najwyraźniej podlegał tak intensywnemu zarządzaniu, że nie starczyło miejsca na rzetelnych wykonawców.
Polaków jest dziś znacznie więcej niż Arabów w czasach al-Raziego, mamy więc niezerową szansę, by zalągł się u nas mędrzec-informatyk świadom tego, że samym zarządzaniem, bez mrówczej pracy fachowców, wiele się nie zdziała. Bajki opowiadam? Możliwe, ale niech mi będzie wolno między prawdy je włożyć.