Gdy żelazna kurtyna przerdzewiała już ostatecznie i przestała szczelnie oddzielać zwykły świat od raju, niemalże jak Feniks z popiołów odrodził się prywatny przemysł poligraficzny. Do zmartwychwstania tego walnie przyczyniła się nowoczesna technologia przygotowywania materiałów do druku – inwazja pecetów oraz oprogramowania do składu tekstów i do przetwarzania grafiki. Ale niebagatelną rolę odegrał też produkt, który uważam za jedno z największych osiągnięć technologii komputerowej ostatnich lat, mianowicie język opisu stron tekstowo-graficznych – PostScript. PostScript wszedł do Polski niepostrzeżenie wraz z fotonaświetlarkami, Macintoshami i oprogramowaniem firmy Adobe, producenta PostScriptu. W ciągu kilku lat fotonaświetlarki wyposażone w interpretery PostScriptu wyparły swoich poprzedników – systemy fotoskładu i technikę fotograficzną.
Sukces PostScriptu nie był efektem chytrej polityki rynkowej zatrącającej o monopolizację. Filarem sukcesu jest świetnie zdefiniowany standard PostScriptu, gwarantujący przenośność dokumentów postscriptowych. Dzięki temu na przykład zmiana studia graficznego nie stanowi żadnego problemu – nawet jeśli inne studio jest wyposażone w inny sprzęt, to PostScript jest ten sam.
PostScript jest rezultatem wielu lat doświadczeń. Prace nad pradziadkiem PostScriptu rozpoczęto w roku 1971, ostatecznie PostScript (Level 1) ujrzał światło dzienne w 1982 roku. Ważnym momentem było dogadanie się firm Adobe i Apple w sprawie wbudowania PostScriptu w drukarki LaserWriter (1985), wkrótce potem fotonaświetlarki Linotronic 100 i 300 zostały wyposażone w PostScript – i dalej już jakoś poszło.
Firma Adobe nie spoczęła na laurach. W roku 1993 w odpowiedzi na eksplozję internetową opublikowała Portable Data Format (PDF) – odmianę PostScriptu przystosowaną do wymagań publikacji elektronicznych, dopuszczającą możliwość hipertekstowej organizacji dokumentu. Dwa lata temu została ogłoszona najnowsza wersja PostScriptu (Level 3), zgodnie z polityką Adobe akceptująca wcześniejsze wersje PostScriptu, włączając w to PDF.
W Polsce o PostScripcie wie się niewiele. Można spotkać ludzi obsługujących fotonaświetlarki postscriptowe, którzy nie bardzo wiedzą, co to takiego ten cały PostScript, na przykład nie wiedzą, że program Adobe Illustrator zapisuje dane w tym języku. „Nie, pliku postscriptowego nie mogę panu przygotować, my korzystamy z formatu AI” – słowo daję, coś takiego zdarzyło mi się usłyszeć.
Potęgi standaryzacji też się nie docenia. Nikogo nie dziwią nowe wersje oprogramowania, które nie czytają dokumentów utworzonych za pomocą wersji sprzed dwóch-trzech lat. Rozumiem, że to jest korzystne dla producenta, ale dlaczego użytkownicy nie podnoszą wrzasku, to nie rozumiem.
Nie rozumiem też, dlaczego firma Adobe zdaje się ignorować rynek polski – mamy już Microsoft Poland, IBM Poland, a Adobe Poland jakoś nie. Komplikuje to życie użytkownikom PostScriptu. Kibicowałem zakupowi oprogramowania do przetwarzania dokumentów w formacie PDF (Acrobat Pro) przez Uniwersytet Gdański. W sumie trzy miesiące zajęło nabycie programu wartego raptem 300 dolarów, następne trzy – dostarczanie bezpłatnej aktualizacji. Być może Uniwersytet Gdański nie jest partnerem godnym firmy Wimal, która reprezentowała producenta w tej transakcji, mniejsza o to. Niepokoi natomiast fakt, że Wimal stosował się ściśle do wytycznych Adobe – tak w każdym razie stwierdził w imieniu Adobe pan Iain Weir w odpowiedzi na monit Uniwersytetu.
Jeśli istotnie firma Adobe zaleca, by sprzedawać jej produkty miesiącami, to określenie „PostPonowanie” nasuwa się samo na określenie tego stanu rzeczy.
Na szczęście użytkownicy PostScriptu nie są skazani na świat komercji – mają w odwodzie bezpłatny interpreter PostScriptu o nazwie Ghostscript. Polecam rzucenie okiem na witrynę http://www.cs.wisc.edu/~ghost/index.html.