Czy zwrócili Państwo uwagę na to, że szyldy często zawierają dziwne znaki? Przeważnie zdarza mi się widzieć odbitą lustrzanie literę „A” i obróconą o 180 stopni literę „N”. Dość typowe jest także używanie obróconej o 180 stopni litery „M” zamiast „W” i odwrotnie. Komentarze na temat cudzysłowów czy kształtu polskich znaków diakrytycznych sobie daruję... Nie jest oczywiście tak, że na każdym rogu dziwolągi tego rodzaju można napotkać. Jednakże zjawisko to jest zaskakująco powszechne i świadczy, moim zdaniem, o brakach w wykształceniu na poziomie podstawowym, czyli o niedostatkach kultury.
Jeżeli chodzi o to, jakie wino do jakiej potrawy i w jakim kieliszku serwować – to i owszem, wstyd tego nie wiedzieć. Natomiast dostrzeganie brzydoty słowa pisanego do dobrego tonu nie należy. Mam wrażenie, że jest wręcz odwrotnie, że traktowanie tych spraw z dezynwolturą jest mile widziane: „to przecież drobiazgi, kto by na nie zwracał uwagę!”.
Ilekroć otrzymuję zaproszenie (?) na konferencję dotyczącą jakości, np. modnego ostatnio zarządzania jakością, to jestem niemal pewien, że materiały informacyjne będą przygotowane byle jak. Mam w swoich archiwach parę przykładów takich zaproszeń – paskudnie przygotowanych i wykonanych. Jedyny element luksusowy tych zaproszeń, to ceny.
Niedawno ośmieliłem się zwrócić uwagę autorowi (pracownik PAN, doktor nauk ścisłych) przygotowywanej do druku pracy naukowej, że jest jednak różnica między grecką literą „epsilon” a matematycznym symbolem oznaczającym „bycie elementem zbioru”. Autor spokojnie odparował: „jedni piszą tak, drudzy tak – ważne, żeby wszędzie było jednolicie”.
Typową reakcją na krytykę szpetnych materiałów firmowych jest tłumaczenie, że pośpiech, że cena, że Word. Krótko mówiąc – brzydko, bo szybko, tanio i na komputerze.
Wbrew takim trendom uparcie trzymam się poglądu, że z tym całym postępem to jednak w końcu chodzi o to, żeby lepiej mi się żyło – pełniej, spokojniej, godniej. Wymagania rynku, nowoczesności, tempa życia czy komputerów nie mogą stanowić argumentu na rzecz bylejakości! Nie wierzę, by niechlujnie przygotowany druk mógł anonsować solidne podejście do biznesu. Sygnał jest jednoznaczny: „tu się oszczędza na wszystkim”, co oznacza, że klienta się nie oszczędza.
Nowa technologia w ręku człowieka to zawsze brzytwa w ręku małpy. Jedynym zabezpieczeniem przed zrobieniem sobie krzywdy jest żmudnie wypracowywana kultura i pielęgnowanie wrażliwości na rzeczy drobne a ważne. Znak jest jedną z takich rzeczy. To przecież znakowi (pismu) zawdzięczamy bezprecedensowy rozwój technologii, a w szczególności – powstanie komputerów.
Nasi przodkowie mieli świadomość, że znak pełni rolę niezwykłą. Przebogate iluminacje dawnych manuskryptów i starodruków – ornamenty, inicjały, miniatury – świadczą o szacunku dla znaku, a tym samym dla przekazu. Nie znam publikacji zdobionych równie pięknie i starannie za pomocą komputera. Ale może kiedyś się pojawią? Choćby dla tej szansy warto dbać o kulturę znaku w dobie big-bangu technologii komputerowych.