Zgiełk, towarzyszący początkowi reformy ZUS-u, powoli przycicha. Całe szczęście, że nie znam się na kierowaniu państwem, bo przyszłoby mi pewnie za niektóre rozwiązania psy na autorach wieszać. Dlaczego na przykład nie można było znormalizować formularzy przekazów w taki sposób, by każdy, kto zna się choć trochę na komputerach, mógł napisać sobie programik, drukujący takie przekazy? Autorzy wybrali inną drogę: płatnik musi wypełniać ręcznie po trzy specjalne formularze, za każdy stosownie płacąc – i nabywając formularze, i wysyłając. Wydaje mi się, że jest to beztroskie obciążanie obywateli sporymi w sumie kosztami reformy. Reforma jako taka była niewątpliwie konieczna, a wady jakichkolwiek zmian lepiej widać, niż wady systemu obowiązującego poprzednio – ot, taka jest ludzka natura, że lepiej widzi to, co się dziś dzieje, a niekoniecznie postrzega związek obecnych trudności z przeszłością. Zostawmy więc reformę w spokoju. Być może musi być aż tak zawiła i być może musi jej towarzyszyć tak horrendalny przepływ informacji. W tej sytuacji oczekiwałbym jednak poważnego wsparcia informatycznego reformy.
Zabawki, zwanej „Programem Płatnika”, nie określiłbym mianem poważnej inicjatywy. Program ten (na razie?) pomocny jest jedynie w niewielkim stopniu. Po części jest to skutek wadliwego projektu, po części zaś – pośpiesznego wykonania.
Można argumentować, że to dopiero początek drogi, ale skoro tak, to powinien poważnie zastanawiać inny aspekt tej sprawy: niepokojąco skuteczna realizacja hasła „Program Płatnika programem narodu”. Firmie Prokom Software SA, twórcy programu, udało się wcielić to hasło w życie. Uczeń przerósł mistrza – lansowane nie tak dawno temu podobnie brzmiące hasło monopolistycznego właściciela Polski, na którym zdaje się wzorować Prokom, wiodło żywot jedynie na plakatach i transparentach.
Głównym beneficjentem sukcesu Prokomu – podobnie jak za dawnych lat – nie stał się niestety naród. Nieźle zarobiły firmy handlujące sprzętem komputerowym i oprogramowaniem podstawowym, które odnotowały nieprawdopodobnie wysoki obrót w styczniu bieżącego roku. Tradycyjnie najgorszy styczeń był lepszy niż tradycyjnie najlepszy grudzień. Powodem było masowe unowocześnianie sprzętu i oprogramowania, bowiem „Program Płatnika” wymaga (co najmniej) systemu Windows 95.
Łatwo zgadnąć, że i nie owe firmy są głównym beneficjentem, tylko producenci sprzętu i oprogramowania. Ponieważ oprogramowanie podstawowe jest niemalże zmonopolizowane, a „Program Płatnika” działa jedynie pod systemem monopolisty, więc zarobił głównie tenże monopolista, cieszący się i bez pieniędzy polskiego podatnika zasłużoną sławą Krezusa. Przypadek? Monopolista ma przedstawiciela na polskim rynku. Jesienią ubiegłego roku szefowie wymienionych firm prowadzili rozmowy dotyczące wspólnych działań. Sukces akcji rozpowszechniania „Programu Płatnika” potraktowałbym więc jako udany początek współpracy.
Argumentu na rzecz tezy, że mamy tu do czynienia z praktykami monopolistycznymi, dostarcza wypowiedź rzecznika prasowego firmy Prokom. Stwierdził on publicznie: „Budowy programu na platformach innych niż Windows umowa z ZUS nie przewiduje. Ten zapis niczego jednak nie wyklucza: dostosowanie innych systemów do KSI ZUS – jeśli taka będzie potrzeba rynku – jest kwestią czasu”.
Powoływanie się na „potrzeby rynku” przy wydawaniu pieniędzy publicznych graniczy z arogancją, należącą do klasycznego repertuaru zachowań rozmaitych rzeczników. Taki ton wypowiedzi utwierdza mnie w przekonaniu, że uwzględnienie jedynie platformy Windows było działaniem rozmyślnym.
Proszę także zwrócić uwagę, że to nie KSI (Kompleksowy System Informatyczny) ZUS ma być przystosowany do innych systemów, ale inne systemy ewentualnie miałyby być doń przystosowane. Jest to zapewne przejęzyczenie, ale jakże znamienne.
Praktyki monopolistyczne są zawsze ekonomicznie uzasadnione – dla monopolisty. Natomiast traci na nich zwykły obywatel. Stąd zdecydowane przeciwdziałanie takim praktykom w krajach, które dobrodziejstw rynku doświadczają od kilku pokoleń i zdążyły dojść do wniosku, że pieniędzy podatników nie należy przeznaczać na poprawę kondycji monopolistów.
Niestety nie wiedzą tego lub nie chcą wiedzieć – a powinni – nasi wyżsi urzędnicy. Dopieszczani przez nich monopoliści poczynają sobie coraz śmielej, nie licząc się z opinią publiczną. Może zresztą i słusznie, skoro opinia publiczna nie dostrzega w tym nic niestosownego.