poprzedni koniec spis kolejny
Lanie z próżnego
Bogusław Jackowski

Król Salomon cytat z próżnego ponoć nalać nie umiał, a urzędy skarbowe potrafią, a w każdym razie próbują. Niedawno w „Gazecie Prawnej” pojawiła się krótka notka (http://www.ien.pw.edu.pl/podatek/) informująca, że urząd skarbowy zażyczył sobie od pewnego użytkownika systemu Linux zapłacenia podatku uznawszy, że „użytkowanie oprogramowania udostępnionego podatnikowi na podstawie nieodpłatnej licencji powoduje u niego powstanie przychodu”.

Jest powiedziane, że dobry uczynek nie pozostanie bezkarny. Użytkownik ów w najlepszej wierze wpisał do ewidencji wartości niematerialnych i prawnych oprogramowanie z wartością początkową „0 zł”. Niepotrzebnie uczciwie.

Już słyszę uszyma wyobraźni okrzyki: przecież od darowizny płaci się podatek, prawda? Dura lex, sed lex... etc. Bzdura lex! Oprócz litery prawa jest jeszcze duch prawa. Jeśli w tym przypadku prawo wymaga płacenia podatku, to tym gorzej dla prawa. Na przykład wciąż obowiązuje ustawa Ministra Zdrowia z 1951 r., zobowiązująca zarządzających nieruchomościami do umieszczania na klatkach schodowych na każdym piętrze spluwaczek. I mimo iż czasem (powiedzmy w urzędach skarbowych) takie spluwaczki by się przydały, nikt tego przepisu nie przestrzega. I słusznie.

Mam nadzieję, że jest to odosobniony przypadek, chociaż podejrzewam, że może nie być tak dobrze. Parę lat temu mój znajomy, obecny prezes Polskiej Grupy Użytkowników Linuksa, był wzywany na policję tylko dlatego, że napisał program, który udostępnił za darmo, a którym ktoś bez jego wiedzy handlował. Usłyszał wówczas, że wszyscy, którzy używają jego oprogramowania do celów komercyjnych, poniosą karę na mocy ustawy skarbowej.

Obawiam się, że któregoś dnia temat powróci z siłą tajfunu i wywróci do góry nogami jedną z piękniejszych idei – ideę oprogramowania wspólnego.

Do niedawna dobrem wspólnym była wiedza. Obecne szaleństwo patentowe powoduje, że odkrycia naukowe zaczynają być prawnie chronione przed wykorzystaniem – podstawowy dotychczas mechanizm dzielenia się wiedzą ulega zaburzeniu.

Internet, także wyrosły z idei dobra wspólnego, stworzył alternatywne warunki do wymiany informacji i doświadczeń. Rezultatem tej wymiany jest między innymi silny ruchu na rzecz oprogramowania wspólnego – Linux nie powstał w próżni.

W cywilizowanych krajach istnieje wiele określeń o różnym odcieniu znaczeniowym na oprogramowanie udostępniane bezpłatnie wraz ze źródłami: public domain, open software, freeware. W Polsce brak ich odpowiedników o ustalonym zakresie znaczeniowym. Świadczy to o braku społecznego zainteresowania tą ideą w Polsce – język wzbogaca się tylko o słowa niezbędne.

Nie sądzę, by na świecie ruch na rzecz oprogramowania wspólnego się załamał – ma na swoim koncie zbyt duże sukcesy. Ale Polska ma szanse pozostać poza nim, co oznacza po prostu zostanie w tyle, bo tworzenie oprogramowania wspólnego z pewnością nie jest przelewaniem z pustego w próżne, w odróżnieniu od poczynań niektórych Bardzo Ważnych Instytucji.


poprzedni start spis kolejny