Powiadają, że są, ale różne rzeczy powiadają. Ja w każdym razie żadnego krwiożerczego faceta z szablą, z przepaską na oku, pływającego pod czarną banderą i napadającego na Bogu ducha winnych kupców nie widziałem. No, może w kinie... Skąd więc kariera słowa „pirat”? Moim zdaniem jest to klasyczny chwyt propagandowy – chodzi po prostu o równanie pirat = przestępca. Problem „piractwa” jest niewątpliwie nagłaśniany przez firmy i instytucje o zapędach monopolistycznych. Nie chodzi tu, rzecz jasna, o uczciwość, tylko o pieniądze, co nie przeszkadza nagłaśniaczom odwoływać się do Dekalogu. Przydałby się zbiór przykazań dla firm i instytucji.
I cóż ten „pirat” takiego wyczynia? Wpada do firmy, rozstawia po kątach pracowników i zabiera z firmy co popadnie? Taki opis bardzo ładnie pasuje, ale raczej do akcji „policji komputerowej” poszukującej „piratów”. Doprawdy trudno powiedzieć, czemu epitet „piractwo” przylgnął do procederu kopiowania oprogramowania bez upoważnienia. Nie chcę bynajmniej bronić tego procederu, ma on niezaprzeczalne wady, chociaż niekoniecznie te, które podnoszą nagłaśniacze. Sprzeciwiam się wszakże drastycznej nieadekwatności określenia.
Jak złodziej coś ukradnie, to okradziony tego czegoś nie ma, a złodziej ma. W przypadku kopiowania oprogramowania jest inaczej: program posiada i właściciel (twórca), i ten, kto kopiował. Bo oprogramowanie to informacja – analogię stanowiłoby raczej plotkarstwo, czyli przekazywanie informacji bez odpowiedniej zgody.
Podstawowy uszczerbek, jaki ponosi twórca na skutek kopiowania jego oprogramowania bez upoważnienia, to ewentualne zmniejszenie rynku zbytu. Jest to jednak uszczerbek trudno mierzalny, a poza tym tymczasowe przymknięcie oka na kopiowanie okazało się dobrą taktyką monopolistyczną.
Problem tzw. piractwa odsłania słabości klasycznego systemu prawnego w zetknięciu ze skutkami burzliwego rozwoju technologicznego. Łatwość kopiowania na razie dotyczy tylko oprogramowania, czyli mienia niematerialnego, i już są kłopoty. Nanotechnologia obiecuje, że będzie to możliwe (na pewno nieprędko) również w przypadku przedmiotów. Jest pewne, że potrzebne będą nowe obwarowania prawne, nie wiadomo tylko jakie.
Równie trudny z prawnego punktu widzenia jest problem „crackerstwa” czyli przełamywania zabezpieczeń. Czy złamanie szyfru jest równoważne włamaniu? Prawnicy mają poważne kłopoty z ujęciem tego rodzaju zjawisk w formalne ramy.
Przy okazji: w Polsce zamiast określenia „cracker” (z polska: łamacz) używa się słowa „hacker”, oznaczającego kogoś zupełnie innego. Hacker (z polska: rębajło) to człowiek zafascynowany możliwościami komputerów, potrafiący przewalczyć wszelkie kłopoty z oprogramowaniem (stąd nazwa), gotów poświęcić się zgłębianiu wiedzy komputerowej, przeciwny jej utajnianiu. Być może ten ostatni aspekt spowodował, że ci, którzy poczuli się taką filozofią zagrożeni, skleili oba znaczenia, nadając znaczeniu początkowo pozytywnemu odcień pejoratywny.
Prawo musi się dostosować do przemian. Muszą się też dostosować stosunki społeczne: prosta zasada „nie twoje, nie rusz” musi ponownie zyskać powszechne uznanie. Na razie ludzie zafascynowani różnymi technikami zabezpieczeń – zamkami, szyframi, alarmami – zdają się zapominać, że wszystko to zda się na nic, jeśli przestrzeganie norm moralnych jest wyjątkiem. Ochrona policyjna i wszelkie regulacje prawne mogą pomóc jedynie doraźnie. Jeśli musimy zamykać drzwi na klucz, to już przepadło, bowiem jedynym naprawdę skutecznym zabezpieczeniem jest kultura współżycia.
Nie lekceważę znaczenia działań doraźnych, gdyż ich nieskuteczność może grozić w trudnych czasach przemian lawinową destabilizacją. Dlatego za bardzo niebezpieczną uważam indolencję naszej policji w stosunku do kradzieży w ogóle, a kradzieży komputerów w szczególności. W ostatnim czasie kilkunastu moich znajomych ucierpiało na skutek kradzieży sprzętu komputerowego. W żadnym z wypadków nie wykryto sprawców. W jednym, na skutek prywatnych działań właściciela, sprzęt udało się odzyskać, ale postępowania sądowego nie wszczęto ze względu na – nie wiem, czy dobrze zapamiętałem wyrażans prawny – „brak znamion przestępstwa”.
Ciekawe, dlaczego o „piratach” i „hackerach” wciąż się mówi i pisze, a o złodziejstwie jest jakoś dziwnie cicho? Chyba najwyższy czas przywrócić sprawom ich właściwą wagę.