poprzedni koniec spis kolejny
Umysł opatentowany
Bogusław Jackowski

Starożytny Sumer, starożytny Egipt, cytat starożytne Indie, starożytne Chiny... Czemu żadna z tych potęg nie osiągnęła takiego poziomu technologicznego, jaki obserwujemy dziś? Jeszcze w późnym średniowieczu nic nie zapowiadało eksplozji technologicznej właśnie w Europie. Nowożytne osiągnięcia europejskie niczym szczególnym się nie wyróżniały. A jednak to Europa stała się kolebką nowej cywilizacji, cywilizacji technologicznej. Nie chcę wartościować tej zmiany. Ma ona swoje dobre i złe strony, nie mi sądzić, które ważą więcej. Ale z pewnością zmiany w takiej skali i w tak krótkim czasie ludzkość wcześniej nie doświadczyła. Spór na temat przyczyn pozostaje nie rozstrzygnięty. To pozwala mi wtrącić swoje trzy grosze. W moim przekonaniu jednym z niezwykle istotnych czynników było odziedziczone po kulturze helleńskiej odtajnienie nauki. Nie ignoruję innych czynników, takich jak podbój kolonialny, wzrost gęstości zaludnienia czy upowszechnienie wynalazku druku. Ale to, że nauka przestała być wyłączną domeną magów, kapłanów, szamanów i innych tego rodzaju kast, odegrało doniosłą rolę.

Jawność ma swoje przykre strony. Historia nauki jest upstrzona sporami o pierwszeństwo odkryć.

Już Archimedes musiał bronić praw autorskich. Ponieważ niektórzy uczeni aleksandryjscy nazbyt chętnie przywłaszczali jego wyniki, Archimedes dzieląc się z nimi swymi najświeższymi twierdzeniami nie podawał na wszelki wypadek dowodów, a czasem podsuwał celowo twierdzenia fałszywe, by utrudnić życie oszustom.

Uczeni często uciekali się do anagramów, aby „zaklepać” sobie pierwszeństwo – komunikat rozsyłany kolegom po fachu był szyfrowany poprzez przestawienie liter. Dopiero w oficjalnej publikacji podawane było rozwiązanie anagramu.

Ten sposób nie zawsze działał. Kiedy Christiaan Huygens odkrył księżyc Saturna, ogłosił swe odkrycie w formie anagramu. John Wallis, odgadłszy zaszyfrowaną treść, jak rasowy hacker zakpił sobie z holenderskiego kolegi podsyłając mu własny anagram, donoszący o jakoby niezależnym odkryciu tegoż księżyca.

Niezależnie od sporów o pierwszeństwo odkryć, w nauce europejskiej obowiązywała jawność. Opublikowane odkrycie stawało się dobrem wspólnym. Spowodowało to lawinowy przyrost wiedzy, czego skutkiem jest obecny obraz świata.

Przyrost ten może ulec wkrótce zahamowaniu, gdyż rządzące dziś światem mechanizmy rynkowe zdecydowanie preferują tajność. Sytuacja jest paradoksalna: z jednej strony – dla pieniędzy – odkrycia należy utajniać, a z drugiej – dla chwały (a więc i zysku) – upowszechniać. Wybrnięciem z paradoksu byłoby ponowne nadanie nauce atrybutów magii. Jest to jednak niemożliwe, bowiem tę niszę ekologiczną zapełniają dziś tłumy spod znaku paranauki i paranoi.

Rozwiązanie wymyślono stosunkowo niedawno. Jest nim patent.

Rozwój technologiczny ostatnich lat wiele zawdzięcza możliwości patentowania wynalazków. Ale czy każde osiągnięcie intelektualne powinno podlegać patentowaniu? Wolno w to wątpić.

Programy komputerowe trudno uznać za wynalazki, a jednak patentowanie ich stało się normą. Nie zawsze czyni się to dla zysku i chwały. Firmy i organizacje rozpowszechniające bezpłatnie oprogramowanie swobodne częstokroć patentują swoje programy, by nie dopuścić do opatentowania ich przez innych.

Długi czas patenty obejmowały zasadniczo wynalazki techniczne. Istotny wyłom w tej zasadzie nastąpił w roku 1994, kiedy to firma Unisys zażądała opłat licencyjnych od producentów oprogramowania, powołując się na uzyskany parę lat wcześniej patent na algorytm kompresji danych. Spowodowało to wiele zamieszania, kontrowersji, protestów, ale patentu podważyć się nie dało. Szacuje się, że do chwili obecnej opatentowano kilkaset algorytmów kompresji, chociaż żaden z nich nie uzyskał takiego rozgłosu, jak patent firmy Unisys. Skutkiem ubocznym awantury było uświadomienie szerszemu gronu zagrożeń związanych z patentowaniem osiągnięć intelektualnych.

Niedawno pewnej firmie amerykańskiej udało się opatentować twierdzenie matematyczne. To kolejny istotny krok w stronę patentowania idei, czyli ograniczania swobody rozprzestrzeniania wiedzy.

Przy okazji, skoro już poruszyłem kwestię prawnej ochrony dóbr intelektualnych, chciałbym przestrzec przed pochopnym przenoszeniem wzorców amerykańskich do Polski. Jesienią ubiegłego roku sąd w Sacramento rozstrząsał pozew klienta próbującego udowodnić, że zakupione przez niego opony nie były idealnie okrągłe. Wykonano pomiar stosunku obwodu do średnicy. Wyszło mniej niż trzy, co zaprotokołowano. Jednak żadnego z przedstawionych dowodów, że powinno wyjść około 3,14, sąd nie uznał za przekonujący. Pozew oddalono, co prawnie cofnęło cywilizację do czasów przedstarożytnych.

Zbliża się pierwszy kwietnia. Chciałoby się, żeby to był żart primaaprilisowy...


poprzedni start spis kolejny