poprzedni koniec spis kolejny
No bo ja nie lubię myszy
Bogusław Jackowski

Właściwie cytat trudno zrozumieć, dlaczego ludzie, których prześladuje notoryczny brak czasu i mogący zarabiać na życie bez pomocy komputera, sprawiają sobie komputer i do tego wyposażony w mysz. Komputery, jak wiadomo, służą do rozwiązywania problemów kreowanych przez komputery. A mysz komputerowa to urządzenie wymyślone specjalnie dla ludzi mających przebogate zasoby czasowe. Negatywna rola myszy nie sprowadza się niestety do zżerania czasu. Jak się zastanowić, to okazuje się, że niewinna myszka całkiem nieźle narozrabiała w sferze kultury użytkowania komputerów. Na przykład utrudniła życie niewidomym użytkownikom. Bezwzrokowe posługiwanie się klawiaturą nie jest niczym nadzwyczajnym. Bezwzrokowe posługiwanie się myszą zakrawałoby na cud. Gdyby wszystkie programy mogły być obsługiwane zamiennie bądź za pomocą klawiatury, bądź za pomocą myszy, wszystko byłoby w porządku. Tak niestety nie jest, ale mam nadzieję, że kiedyś będzie, wbrew mechanizmom rynkowym.

Mysz podnosi atrakcyjność rynkową sprzętu i oprogramowania dzięki temu, że udało się wmówić nuworyszom, stanowiącym główną siłę napędową rynku pecetowego, że komputer musi być „user friendly”. Ten obcojęzyczny wyrażans tłumaczy się na ludzki język jakoś tak: program musi mieć okna, komputer – mysz, a użytkownik – co najmniej jeden palec. Innymi słowy „user friendly” to „niewymagający myślenia”.

Mysz w ręku użytkownika jest odpowiednikiem bata w ręku woźnicy – służy do poganiania komputera. I tak jak doświadczony woźnica potrafił powozić bez użycia bata, tak doświadczony użytkownik dużo sprawniej posługuje się komputerem bez użycia myszy. Ale nie nuworysz.

Świeżo upieczony posiadacz komputera cieszy się jak dziecko, mogąc trącić myszą ikonkę, albo wręcz przesunąć ją w inne miejsce. Że program działa niezupełnie tak, jak działać powinien, dowie się najpewniej wówczas, gdy gwarancja wygaśnie, niczego zresztą – nomen non omen – nie gwarantująca.

Istnieją oczywiście zastosowania, w których mysz się sprawdza. Sensowne miejsce dla myszy widzę między innymi w programach graficznych, używanych do osiągania niezbyt precyzyjnie określonych celów. Bywa, że krzywą trzeba poprowadzić „jakoś”. Jeśli nie gra roli, czy krzywa przebiega punkt w tę czy we w tę, mysz jest niezłym narzędziem, aczkolwiek są też inne, równie dobre narzędzia, choćby pulpity graficzne.

Paradoksalnie, głównym zastosowaniem myszy stało się wspomaganie wybierania tzw. opcji: program oferuje nam ileś tam możliwości, a wskazując myszą odpowiednie miejsca na ekranie, możemy sobie niektóre z tych możliwości wybrać. Jest to używanie myszy w charakterze pilota od telewizora. Po co w takim razie mysz, skoro piloty są wygodniejsze?

Idąc dalej tym tropem dochodzi się nieuchronnie do wniosku, że programy, z którymi rozmawiać można tylko poprzez wybieranie opcji, to coś w rodzaju tele-gazety, z niezrozumiałych powodów wetkniętej w komputer zamiast w telewizor. Po co więc komputer?

W jakimś sensie mysz jest powrotem „do korzeni”, gdyż pozwala na porozumiewanie się z komputerem w systemie binarnym: „wybierz-zrezygnuj”. Można programować komputery i w ten sposób, ale już jakieś pół wieku temu ludzie wynaleźli języki programowania, znacznie wygodniejsze do tych celów, a prawnuczka maszyny do pisania, czyli klawiatura, wciąż jest wygodniejsza do wprowadzania programów niż mysz. Tylko czy programowanie jest użytkownikowi do czegokolwiek potrzebne?

Uważam, że tak. Wbrew obiegowej opinii głoszącej, że „komputerów się używa, ale się nie programuje”, żywię głębokie przekonanie, że naprawdę efektywne wykorzystanie komputera jest możliwe wówczas, gdy potrafi się komputerowi przekazać zależności logiczne. W istocie programowanie sprowadza się bowiem do definiowania pewnych relacji między obiektami przetwarzanymi przez komputer – konkretny język programowania nie ma tu większego znaczenia.

Wróćmy do przykładu programów graficznych – takim związkiem logicznym byłaby na przykład możliwość zdefiniowania zależności w rodzaju: „zachowaj między daną parą prostych równoległych taką samą odległość, jak między inną, wybraną parą, niezależnie od nakładanych na te obiekty przekształceń”. Żaden ze znanych mi interakcyjnych programów graficznych nie dostarcza środków do wygodnego radzenia sobie z takimi niemal trywialnymi zadaniami, bo z natury rzeczy nie może.

Nadmierna biegłość programistyczna też może być przeszkodą, jako że programowanie wszystkiego, co wpadnie w ręce, jest bodaj najskuteczniejszym sposobem na pozbycie się wolnego czasu... Ale upieram się, że jeśli ktoś nie chce programować, to zamiast komputera z klawiaturą powinien – i kiedyś pewnie będzie – korzystać z multimedialnej tele-gazety z pilotem. Do hasania po WWW pecet nie jest potrzebny.

Daleko mi do bycia fanem współczesnej klawiatury, przypominającej funkcjonalnością dyszel w pierwszych samochodach. Gdyby chociaż były dodatkowe klawiatury nożne, jak w organach...

W najnowocześniejszych systemach świata można myszą przełączyć rodzaj klawiatury. Dobre i to. A co by Państwo powiedzieli na klawiatury programowalne z podświetlanymi klawiszami? Ja bym się ucieszył. Takie próby już były, ale jakoś się nie przyjęły. Na razie bardziej niż klawiatury „programowalne” (za pomocą myszy) są same myszy. Jak tak dalej pójdzie, to może kiedyś je polubię.


poprzedni start spis kolejny