poprzedni koniec spis kolejny
Mieć czy móc?
Bogusław Jackowski

W moich cytat rodzinnych przypowieściach zachowało się wspomnienie o dylemacie pewnej młodej osóbki, która zastanawiała się, czy jeżeli coś się ma, a nie można z tego skorzystać, to ma się w końcu to coś, czy nie. Chodziło o piłkę, która wpadła do studni. Archiwizowanie informacji, przechowywanej w postaci elektronicznej, może się w którymś momencie okazać bardzo podobne do wrzucenia piłki do studni.

Powody nietrwałości informacji elektronicznej są dwojakiego rodzaju. Po pierwsze, nośniki łatwo się starzeją – dyskietkom i dyskom optycznym daleko do trwałości choćby papieru (ech, te karty i taśmy perforowane), że o babilońskich tabliczkach glinianych nie wspomnę. Po drugie, starzeje się oprogramowanie, i to dużo szybciej niż nośniki. Oznacza to, że do przechowywania danych może być konieczne przechowywanie całego środowiska, włącznie z hardwarem, bo na nowych procesorach i pod nowymi systemami stare oprogramowanie może zawieść.

W związku z tym zasadne staje się pytanie: mieć informację czy móc z niej korzystać?

Kiedyś w przyszłości, gdy w światowej sieci komputerowej zapanuje stabilny standard przekazywania informacji i świadczenia usług, posiadanie całego mnóstwa śmiecia stanie się zbędne. Zamiast kupować cały kompakt będziemy płacić za odtworzenie ulubionego utworu. Zamiast kupować cały pakiet oprogramowania skorzystamy z jednej jego funkcji – i za tę usługę zapłacimy.

Ale to w przyszłości, bo – mimo pierwszych jaskółek – wiosny póki co nie widać. Na razie nie ma mowy o przechowywaniu informacji w Światowej Pajęczynie, nie ma nawet mowy o stabilnym czerpaniu informacji – cenne (dla nas) źródło, dostępne dziś pod danym adresem, jutro może zniknąć jak sen złoty...

Tak więc na razie konieczne jest przechowywanie wartościowych danych wraz ze środowiskiem, co rodzi dodatkowe komplikacje. Wiąże się bowiem na ogół z ogromnym narzutem w postaci niechcianych megabajtów oprogramowania, potrzebnego jedynie do podtrzymania przy życiu informacji, które chcielibyśmy zachować. A producenci prześcigają się w podtykaniu użytkownikom owych megabajtów, bo im większy program, tym poważniej wygląda i łatwiej za niego zainkasować większą sumę. Mniejsza o to, że zaledwie znikomy procent przeróżnych modułów, dodanych „na wszelki wypadek”, znajdzie zastosowanie. Zapłacić trzeba za wszystko. Dotyczy to nie tylko software'u sensu stricto. W pamięci mojej drukarki zalega cała sterta fontów (typu intellifont – cokolwiek to dziwne słowo miałoby znaczyć), z których nie korzystałem, nie korzystam i nie będę korzystał, a za które musiałem zapłacić, bo nie wierzę, by producent nie doliczył sobie kosztów wytworzenia owych fontów do ceny drukarki.

Współczesny software przypomina mi watę cukrową – chytre urządzenie z łyżeczki cukru robi wielgaśną porcję waty cukrowej. Podobnie chytrzy producenci z garści użytecznych modułów tworzą kobylasty pakiet, obfitujący głównie w zbyteczne funkcje. W tej sytuacji na pytanie „mieć czy móc używać?” często mam ochotę odpowiedzieć „ani mieć, ani móc”.


poprzedni start spis kolejny